126 Obserwatorzy
5 Obserwuję
MaiTakeru

Tak wiele książek, a tak mało czasu.

Witam! :) Jestem również aktywna na LubimyCzytac (jako MaiTakeru). Ulubione gatunki: fantastyka, literatura faktu, książki historyczne, podróżnicze i religijne. 

Teraz czytam

Pismo Święte Starego i Nowego Testamentu. Biblia Tysiąclecia
autor nieznany, Zespół biblistów polskich
O naśladowaniu Chrystusa
Tomasz z Kempis

Vertical

Vertical - Rafał Kosik

Matko kochana, jak mnie ta książka rozczarowała. A na początku było tak pięknie...

 

"Vertical" tak mnie wkurzył, że zarobił sobie na opinię-giganta. Uprzedzam, że jestem w niej złośliwa jak nigdy przedtem, ale ta zniewaga krwi wymaga. Jakieś spoilerki się znajdą - czytacie na własne ryzyko.

 

Pierwsze ok. 30 stron to coś wspaniałego i szczerze polecam ich lekturę. Problem jest taki, że po intrygującym i dopracowanym opisie funkcjonowania podniebnego miasta będziecie mieli ochotę poznać odpowiedzi na pytania, jakie główny bohater zadaje starszym od siebie osobom. Doradzam zamknięcie książki w tym momencie i pogłówkowanie samemu; może wymyślicie jakieś ciekawe i sensowne rozwiązania niewiadomych świata Verticalu... bo autorowi ewidentnie się nie chciało/się nie potrafiło. Mnoży on tylko kolejne struktury swego uniwersum. Trzeba jednak przyznać, że ten "worldbuilding" (jak mawiają fantaści) to jedyna rzecz, jaka autentycznie mi się w "Verticalu" podobała i poświęcone nań rozdziały (jak te otwierające książkę) stanowiły fragmenty tak mocno wciągające, że nie mogłam się oderwać od lektury. Takie miejsca jak Herlan czy Mespaladia (zwłaszcza Mespaladia) poruszają wyobraźnię i dlatego moja ocena całości jest, w świetle niżej omówionych wad, bardzo wysoka.

 

Ale potem, po nakreśleniu tła wydarzeń, pałeczkę przejmowali główni bohaterowie, a ja miałam ochotę rzucić tę książkę w kąt. I przeważnie rzucałam, w związku z czym długo mi się zeszło, zanim dotarłam do ostatniej strony.

 

Co w nich takiego złego, zapytacie?

 

Ano mamy protagonistę, Murka, który jest znośny tylko przez te wspomniane wyżej 30 pierwszych stron - to jest kiedy oglądamy podniebny świat jego oczami, a on sam generalnie nic znaczącego nie robi. Niestety, w momencie, kiedy trzeba mu wziąć sprawy w swoje ręce, przemienia się on na amen w kompletną Mary Sue (czy też raczej jej męskiego odpowiednika - Gary'ego Stu). Mówiąc po ludzku - gość ma 15 lat i całe życie tylko naprawiał sieci, ale oto okazuje się, że ten prosty chłopak to genialny wynalazca, którego decyzje zawsze okazują się być dobre (och, jeszcze do tego wrócę!), poza tym potrafi świetnie walczyć (jak każde 15-letnie popychadło, wiadomo), i to zarówno z agresywnymi prawie-zombi, jak i ze spotkanym pierwszy raz w życiu rekinem. Co więcej - wszystkie ważniejsze "laski" instynktownie na niego lecą. A żeby chociaż przy tym miał jakieś ciekawe cechy charakteru... Nie, Murk jest tak wyrazisty jak biała kartka papieru na śniegu, ale i tak najwyraźniej to samiec idealny, więc co tam. Już rozumiecie, czemu szczerze miałam nadzieję, że coś go w końcu zabije (po tym rekinie straciłam ją jednak ostatecznie)? Ja rozumiem, że to miał być nasz - czytelników - przewodnik po świecie wymyślonym przez autora, ale czy naprawdę te idiotyczne walki były konieczne? Jak przygody, to realistyczne proszę, panie autor, bo tak, to inteligentna konstrukcja świata kłóci się z tymi idiotyzmami powyżej.

 

A to nie koniec, bo obok tego bohatera mamy główną postać kobiecą, Hersis. I nagle wszystko to, o czym wspomniałam, staje się 1000 razy gorsze.

 

Hersis... od czego tu zacząć? Narrator uparcie nazywa ją "Czarnowłosą" (tak, z dużej litery), nawet po tym, jak poznajemy jej prawdziwe imię - pretensjonalność tego zabiegu miała chyba testować granice mojej wytrzymałości czytelniczej. Natomiast sama dziewczyna jest po prostu głupia jak but: czepiła się Murka zupełnie bez powodu (bo jakieś durne przepowiednie, o których mówi, to jedna ze spraw, które autora nie obchodzą), a potem już tylko demonstruje totalną uległość i uwielbienie względem niego. Pochwala każdą jego decyzję, co więcej, wręcz wymaga, by to on je zawsze podejmował - co miało w zamierzeniu twórcy, jak mi się zdaje, kreować atmosferę determinizmu i takich tam, ale w połączeniu z "supermocami" Murka objawia mi się raczej jako jedno wielkie deus ex machina. Do tego Hersis nieustanie powtarza, że nic nie jest przypadkowe, aż miałam ochotę jej w końcu odpowiedzieć: pewnie, że nie jest, po prostu autor zapędził się po raz kolejny w kozi róg, to i do akcji musi wkroczyć "przeznaczenie", zwane też popularnie "dzikim fartem".

 

Dodajcie do tego żenujące "romantyczne" dialogi, jakie niekiedy prowadzi ta dwójka i macie prawie cały obraz (nędzy i rozpaczy). A nie, przepraszam, są jeszcze sceny erotyczne - te pomiędzy Murkiem i Hersis są nawet ok, ale opis miłości fizycznej w wykonaniu pewnego Jonathana i jego partnerki mało nie uszkodził mi trwale mózgu swoją nieudolnością. Czysty atak grafomanii, i to taki podwójnie bolesny, bo niespodziewany. Co się stało, panie Kosik?

 

Czyli tak: świat na początku bardzo ciekawy, ale pełen zagadek rozwiązanych od niechcenia, tak, że nic się w zasadzie nie klei; koszmarni bohaterowie; nagłe spadki formy pisarskiej; znajdzie się też trochę pomysłów i idei sygnalizowanych z subtelnością słonia w składzie porcelany i powalających oryginalnością na miarę błyskotliwego gimnazjalisty (ta okropna religia, opium dla mas! - a co, jeśli sami tworzymy wciąż nowe wszechświaty?! - wszyscy górnicy to imbecyle i niezdary - i moje ulubione: ach, to nierozumne pospólstwo, ten motłoch, powtórzmy razem, ogół społeczeństwa to motłoch!). Coś jeszcze? A tak, pasująca jak pięść do nosa choroba zmieniająca ludzi w prawie-zombi. To w sumie podpina się pod punkt "świeże i subtelne pomysły"... Tak samo jak postać Ptasznika, której jedyną rolą jest bycie "tym złym" (brzydkim "tym złym", co to się w koszmarach sennych pojawia, a jakże).

 

Gdyby nacisk położony był bardziej na postacie, niż na świat, to dostalibyśmy dziełko zmierzchopodobne z niestandardowym, intrygującym tłem. Na szczęście jest odwrotnie i w związku z tym sytuacja wygląda trochę lepiej - ale nasi (anty)bohaterowie i tak są zbyt ważni dla fabuły, by można było ich zignorować i delektować się samym pomysłem na wizję świata. Pomysłem, bo do pełnoprawnej wizji brakuje tu uporządkowania całości, jak już wspominałam.

 

No, wylałam swoje żale i jadowitości. A teraz wybaczcie, idę zapomnieć, że ktoś zmarnował tak wspaniały pomysł na powieść sci-fi.

 

PS. Zapomniałabym - korekta leży; mnóstwo tu literówek i źle rozmieszczonych przecinków, aż szkoda gadać.